Retrospekcja: Ekspresem do sukcesu

Proszę wsiadać, drzwi zamykać, pociąg ekspresowy za chwilę odjedzie. Stacja początkowa – Monachium, stacja docelowa – sukces.

Oczywiście to nie tak, że pociąg z szyldem Bayern Monachium stał sobie gdzieś w polu i powolnie sobie rdzewiał. W Monachium zawsze była maszyna, która budziła zachwyt i była w stanie ścigać się na równi z najdroższymi i najbardziej wymyślnymi cudami sztuki futbolowej. Jednak ta maszyna, choć wydawała się niemalże idealna, potrafiła się zaciąć w najmniej oczekiwanym momencie. Czasem trafiała na awarię torów po której sunęła, a czasem była wolniejsza od innej dosłownie o czubek reflektora. Tak było w zeszłym roku, kiedy dysponujący szybszą maszyną Bayern przegrał z jadącą ostatkiem sił Chelsea Londyn. Chelsea w tym spotkaniu wyczerpała resztki paliwa, z kolei Bayern mógł jechać dalej.

Właśnie tego elementu brakowało do tej pory monachijczykom, umiejętności wykrzesania z siebie więcej niż stu procent w decydujących momentach. Louis van Gaal, Jupp Heynckes czy wcześniej Jurgen Klinsmann wyciskali tę cytrynę w taki sposób, że na koniec zabrakło tej jednej, rozstrzygającej kropelki. Teraz wydaje się, że Heynckess w końcu zaszczepił swoim podopiecznym umiejętność zwyciężania. Jednak czy efekty jego pracy przyjdą za jego kadencji?

Heynckess po tym sezonie kończy niezwykle bogatą karierę szkoleniową i oddaje stery Josepowi Guardioli. Na pewno w swoim ostatnim sezonie będzie wyciskał tę cytrynę jeszcze mocniej, ale siła nacisku nie zawsze przekłada się na efekty, czasem trzeba użyć odpowiedniego sposobu. Taki sposób zna na pewno Guardiola, który z Barceloną zdobył wszystko co było do zdobycia. Oczywiście Pep miał już zbudowaną maszynę do wygrywania i tylko kontynuował dzieło Franka Rijkaarda, ale czy za kadencji Holendra „Blaugrana” nie przypominała drużyny, która mimo wspaniałych warunków nie wygrywała tyle ile mogła? Guardiola wprowadził jedynie drobne korekty, poprawił atmosferę i znalazł wspólny język z piłkarzami. Teraz sytuacja może się powtórzyć.

Powoli, gdzieś zza mgły, którą spowiły kłęby dymu wyłaniające się spod kół rozpędzonych maszyn, krystalizuje się pewien scenariusz. Według niego niemieckie kluby, z Bayernem Monachium na czele, w najbliższych latach będą odgrywać ważniejszą niż do tej pory rolę w europejskim futbolu. Świadczy o tym fakt, że Bundesliga cieszy się coraz większą popularnością wśród kibiców, a kluby w przeciwieństwie do angielskich czy hiszpańskich, nie mają długów. Te sygnały spostrzegł Guardiola, który zdecydował się na posadę motorniczego w monachijskim ekspresie. Ktoś ten pociąg rozpędził, ktoś wyprostował tory, by droga do celu nie byłą zbyt kręta, teraz Pep musi tylko wsiąść do tej maszyny i… nic nie zepsuć.

Wpis z portalu „Tylko Piłka” z dnia 2.02.2013